sobota, 12 listopada 2011

Botellon, czyli hiszpańskie wyjście na piwo

Zdecydowanie muszę nadrobić moje zaległości w pisaniu. Albo mi staje na drodze brak wolnej chwili i zmęczenie, albo brak prądu w mieszkaniu. Wczorajszy wieczór spędziłam przy świeczkach. I cały mój plan pisania i czytania książek spalił na panewce. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo poszłam wcześnie spać i w końcu udało mi się przespać więcej niż pięć godzin :)

Życie w Barcelonie płynie szybko i spontanicznie. Mam wrażenie, że minął już przynajmniej miesiąc, a nie tydzień (dopiero!). Po całym dniu pracy, wychodzi się zaraz ze znajomymi. W domu się nie siedzi, a jak już to też w gronie znajomych. Może to są tylko takie moje pierwsze wrażenia, ale odnoszę jednak wrażenie po rozmowach z innymi, co mieszkają tutaj już jakiś czas, to tak właśnie się żyje. Radośnie, spontanicznie, dzień wydłuża się do maksimum. Oczywiście taki styl nie musi wszystkim odpowiadać, lecz mi to na pewno pasuje. Codziennie chodzę uśmiechnięta, nawet jak jestem zmęczona. Gdzieś zawsze te ukryte zapasy energii pojawiają się w odpowiednim momencie ;)

Botella, czyli hiszpańskie wyjście na piwo. Barcelończycy mają swoje ulubione miejsca, gdzie spotykają się razem, by pogadać, pośmiać się. Mimo wszystko różni to się trochę od polskich zwyczajów. Po pierwsze, mimo że tutaj też jest zakaz spożywania alkoholu w miejscu publicznym, to raczej władze hiszpańskie nie zwracają na to uwagi. A z drugiej strony Hiszpanie zachowują się w miarę kulturalnie. Na pewno panuje tutaj atmosfera luzu i swobody. Ciągle słyszę 'tranquila:)'. Na mnie to dobrze wpływa, ponieważ znacznie mniej wytwarzam sobie stresu i jestem znacznie spokojniejsza. Natomiast Hiszpanie mają często tego stanu aż nad to i w zderzeniu z polską mentalnością staje się to momentami irytujące. Na przykład umawianie się na konkretną godzinę. Już nauczyłam się, że Hiszpanom trzeba dawać dodatkowe pół godziny. Jeszcze mi się nie zdarzyło, by byli na czas. Chyba stąd się wzięło w Polsce określenie na Hiszpanów: 'mañana'. Nie jest to na pewno utarty stereotyp, ale na pewno zasada, w której na pewno występują wyjątki.
Jednym z takich ulubionych miejsc Barcelończyków, a w szczególności wśród studentów jest plac przed Muzeum Sztuki Nowoczesnej - MACBA. Budynek robi niesamowite wrażenie swoją kubaturą i jest kwintesencją nowoczesnej architektury. Na wystawę jeszcze się wybiorę, na razie podziwiałam z zewnątrz. Plac jest miejscem spotkań, zarówno w dzień jak i w nocy. W ciągu dnia można powygrzewać się na słońcu i często nie ma już miejsca, by gdzieś się wcisnąć.




Jeszcze bardzo charakterystyczną rzeczą w tym miejscu są deskorolki. Ciągle gdzieś wyjeżdżają zza zakrętu ćwicząc nowe triki. W dodatku nie widziałam wcześniej tylu dziewczyn jeżdżących na deskorolkach. Ciekawy widok, który nadaje temu miejscu oryginalny wyraz. A poza tym w Barcelonie deskorolka, to też środek transportu, więc spotkać ich tu można wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz