wtorek, 3 stycznia 2012

Porządkowanie spraw

To, co nie udało mi się zrobić na koniec roku, udało mi się już w pierwszych dniach nowego! Tak się męczyłam w ostatnich dniach grudnia, brak motywacji, rozleniwienie, bezradność z administracją hiszpańską i ogólne 'nie chce mi się'. Z nowym rokiem przyszły nowe siły, nowe pomysły i znacznie większy zapał, a przy tym mały łut szczęścia.
Prawie cały piątek błądziłam po różnych miejscach, odsyłana od okienka do okienka, żeby zrobić tylko jedną rzecz -numer Seguridad Social, czyli zapisać się do naszego 'cudownego' ZUS-u. Myślałam, że się zapłaczę. Bezradność w złość, ze złości w smutek... Nie mogłam się dogadać z nikim, bo oczywiście, nikt nie rozmawia w urzędach po angielsku, a ja bida, nie przygotowałam się z z nowym hiszpańskim słownictwem na takową okoliczność. Dostałam nawet 2 razy taką samą listę z tymi samymi oddziałami Seguridad Social i na 3 miejsca przeze mnie sprawdzone żadne nie było właściwe. Poddałam się w dalszym szukaniu. Zmęczona i bezradna jak dziecko.Tego samego dnia chciałam też założyć hiszpańskie konto bankowe. Wybrałam największy hiszpański bank - Santander, z myślą, że tam na pewno będą wykształceni bankowcy mówiący biegle po angielsku. I znów się zawiodłam. Na największy oddział w Barcelonie, na cały bank, była tylko i wyłącznie jedna osoba (!) Nie wymagam, żeby wszyscy w Barcelonie mówili po angielsku, ale chociażby ze względu na tak dużą ilość turystów i obcokrajowców mieszkających tutaj, standardy pracownicze mogłyby być trochę wyższe. Dla porównania w głównym wrocławskim oddziale WBK, zawsze jest kilka osób mówiących po angielsku i niemiecku. Niestety angielski pani z banku okazał się na bardzo niskim poziomie i musiałam wsłuchiwać się w każde słowo, żeby cokolwiek zrozumieć. No i kiedy wydawało się, że już wszystko załatwione, to na koniec dowiedziałam się, że muszę złożyć 100 euro depozytu na konto, żeby go otworzyć. Poddałam się. Stwierdziłam, że pójdę do 'la Caixa'. Po drodze znalazłam 2 oddziały, ale wszędzie 'pocałowałam klamkę', bo wszystkie banki zamykane są po 14 (!). To już było za dużo jak na jeden dzień niepowodzeń i powiedziałam sobie, że nie poddam się tak łatwo i w poniedziałek wracam na podbój hiszpańskiej biurokracji!
Wczoraj dobra passa wróciła. Oddział 'la Caixa' znalazłam przy samym Plaza de Catalunya i był młody pan w banku, który mówił po angielsku. Bez problemu założono mi konto, szybko i przyjemnie, no i bez żadnego depozytu. Poprosiłam mojego kolegę, żeby mi napisał, gdzie on wyrobił dla siebie Seguridad Social i wysłał mi całą listę miejsc oddziałów. Jak się okazało, była to zupełnie inna niż te, które dostałam od hiszpańskich urzędniczek. Nie ma to jak pięknie wprowadzać w błąd, więc dla wszystkich chcących się zarejestrować w Seguridad Social, oto lista. I jak się okazało drugi oddział znajduje się tuż za rogiem i mam do niego jakieś 100 metrów (!). Myślałam, że się popłaczę, tym razem ze szczęścia i sama się śmiałam z tego, że najciemniej to pod latarnią. Także dziś udało mi się wyrobić numer (kolejny już :P) w ciągu 15 minut i nawet po hiszpańsku udało mi się dogadać! Całą dokumentację i załatwianie 'papierologii' mam za sobą!
Chciałabym jeszcze wspomnieć o najważniejszym 'numerku', który trzeba mieć, jeśli chce się na dłużej zostać w Hiszpanii, czyli numer NIE (Número de Identificación de Extranjeros ). Obecnie on zastępuje wcześniejszą kartę pobytu, a dla osób z Unii Europejskiej jest to dość łatwa sprawa do załatwienia (na szczęście!). Wystarczy tylko kopia paszportu lub dowodu osobistego i wypełnienie formularza. Nie potrzeba już żadnych zdjęć bądź innych zaświadczeń. Należy udać się do oddziału dla obcokrajowców, na Calle Balmes 192, zrobić kopię dowodu osobistego lub paszportu (ksero znajduje się po drugiej stronie ulicy) i wypełnić formularz. Po wprowadzeniu danych przez urzędnika, trzeba udać się do banku i wpłacić 10 euro. Mimo tego, że wszyscy tam Ci powiedzą, że możesz to zrobić w jakimkolwiek banku, to okazuje się, że nie. Kolejne wprowadzanie w błąd biednych obcokrajowców. Jest tylko jeden bank w okolicy, który to może zrobić - Caixa Galicia, która znajduje się przy Carerr de Tuset (następna równoległa ulica). A na dodatek w banku te przelewy robią tylko do 12 popołudniu, ale panie były dla mnie takie miłe i chyba widziały moją desperację w oczach (byłam o 12.20), że zrobiły dla mnie wyjątek. Także, należy wybrać się rano, by wszystko udało się załatwić i może kolejki będą też mniejsze. Po załatwieniu przelewu, trzeba wrócić na Blames, znowu czekać na swoją kolej, ale to już tak bardzo nie przeraża, bo już jest gotowe NIE. To tyle z mojego porządkowania formalnych spraw i na pewno służę radą dla innych, bo z doświadczenia wiem, jak to może być męczące. Choć chyba biurokracja chyba wszędzie jest męcząca... ;)

A tak żeby odejść trochę od tych mniej przyjemnych spraw, to tak też o tych bardziej przyjemnych, a na pewno smaczniejszych :) O moich ostatnich wegańskich placuszkach!!! Tak to jest, najlepsze rzeczy wychodzą z tego, co zostanie Ci w lodówce i możesz zaeksperymentować, choć pomysł wziął się stąd. 

PLACKI Z BIAŁEJ KAPUSTY

pół główki białej kapusty
1 cebula
natka pietruszki
sucha bułka
mleko 
mąka
jajko
sól, pieprz
oliwa z oliwek

Suchą bułkę namoczyć w mleku. Ja miałam ciemną bagietkę z ziarnami i myślę, że to jest lepszy pomysł od zwykłej kajzerki. Kapustę pokroić w pół księżyce i następnie ugotować do miękkości. W tym czasie poszatkowaną cebulę zeszklić na patelni. Kapustę odcedzić, wrzucić do miski wraz z innymi składnikami. Mąki sypałam 'na oko', bo ważne jest tylko by masa była dość gęsta i by nie była za bardzo wodnista. Każde podniebienie może doprawić sobie do woli. Ja stworzyłam dość łagodne, ale za to do tego dołożyłam sos czosnkowy i tam nie żałowałam sobie czosnku! Więc wszystko się zrównoważyło. No i smażymy :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz